GUS dopiero co ogłosił wstępny wyliczony odczyt poziomu inflacji za kwiecień.
Niższy niż marcowy. Czyżby kolejny mały sukcesik? Skoro oddala się groźba przekroczenia magicznych 20%? Specjaliści wydają się być tu zgodni, że sukcesywnie inflacja będzie się obniżać do końca roku, z miesiąca na miesiąc. Tylko co z tego wynika?
Jeśli będzie spadać za szybko, będzie to niezawodny symptom ciężkiej choroby. Oznaczać to będzie mianowicie, że mamy ciężką recesję, Polacy muszą drastycznie ciąć wydatki i należy się przygotować m. in. na wybuch bezrobocia.
Jeśli będzie spadać za wolno – szkodliwe i toksyczne skutki dla gospodarki, a co zatem idzie – całej otaczającej nas rzeczywistości będą nam towarzyszyć przez jeszcze większą liczbę lat.
A może jest szansa, że już od jesieni tego roku, jak zapewniają nas (tfu…) rządzący z anty-prezesem Glapińskim na czele nasze wynagrodzenia realne przestaną spadać?
Napisz proszę w komentarzach, co Ty sądzisz? Jaki najbardziej prawdopodobny scenariusz rysuje się przed nami wg Ciebie i jakie będą tego skutki? W perspektywie nadchodzących miesięcy lub lat?
Ja postaram się rozwinąć temat ze swojej perspektywy już następnych postach.