Globalny potentat w branży wypożyczalni samochodów, amerykański Hertz ogłosił, że pozbywa się ze swojej floty aut na prąd, które dopiero co (czyli przed niespełna dwoma laty) z pompą i fetą 🎉 kupował. I to w ogromnych ilościach! Ale odwrót Hertza to dopiero początek ogólnoświatowego problemu. Elektryki, które miały w zawrotnym tempie zawojować świat, znajdują się w kryzysie.
Samochody elektryczne wjeżdżały wtedy na pełnej pompie, znaczy z impetem na rynki i nagłówki mediów na całym świecie.
Twierdzono wtedy, że gigantyczne zakupy elektryków to wprost odpowiedź na potrzeby konsumentów. Rzeczywistość okazała się, mówiąc delikatnie, odmienna.
Oto w postpandemicznym świecie samochody na benzynę stały się towarem na wagę złota. Nie tylko z powodu sławnego i jakże brzemiennego w skutki (rozmaite) zerwania łańcuchów dostaw. Mało która fabryka na świecie produkowała z pełną mocą, a na wybrany model czekało się nawet po 2 lata.
Jednak wypożyczalnie czekać nie mogły.
Zajeżdżone stare auta trzeba bowiem wymieniać na bieżąco. Gigantyczne zamówienia w Tesli były więc czymś na kształt chwytania się brzytwy. Wybawiły też z niemałego bagna samego Elona Muska.
W ten sposób Hertz stał się właścicielem ponad 100 tysięcy aut modelu Tesla 3. A co niezmiernie istotne, zapłacił za niego przeszło trzecią część więcej, niż zapłaciłby teraz! Firma Muska stale tnie ceny, a skutkiem jest drastyczny spadek wartości aut używanych.
Efektem tego, Herz aktualnie wystawia masowo dwuletnie Tesle na sprzedaż po, uwaga, 20 tys. $ za sztukę, podczas gdy płacił za nie dwukrotnie więcej.
I to pomimo inflacji! To się nazywa złoty biznes przyszłości, co nie?
Dlaczego nad rynkiem aut na tytułowy prąd zachodzi słońce? Powodów jest co najmniej kilka. Po pierwsze, nawet dla Amerykanów samochody elektryczne są po prostu drogie. Wciąż, pomimo tak drastycznego spadku cen; tym bardziej, że koszty kredytów, również tych samochodowych w obecnej sytuacji powalają.