Niewypłacalność USA

Niewypłacalność USA – realna groźba czy “zjawisko prawne”?

Niewypłacalność techniczna, czyli niezdolność rządu Stanów Zjednoczonych do obsługi państwowego długu byłaby katastroficzna i niosłaby ze sobą problemy dla całego świata. Tak groziła nie tak dawno amerykańska minister finansów. Scenariusz taki (de facto bankructwa!) może się zmaterializować, jeśli Kongres nie podniesie limitu zadłużenia rządu. Jesteśmy jednak co i rusz uspokajani przez rozmaitej maści ekspertów, że międzynarodowe konsekwencje byłyby ograniczone takiego wydarzenia byłyby ograniczone. Czy słusznie? I czy faktycznie nie ma się czym martwić?
 

Portale finansowe na całym świecie podkreślają, że podobnie jak rosyjska inwazja na Ukrainę, pełna techniczna niewypłacalność USA miałaby globalne konsekwencje.

Według brytyjskiego dziennika “Financial Times” światowe rynki finansowe ogarnąłby chaos, ucierpiałaby wiarygodność dolara i spadłoby zaufanie do Ameryki. Ponad połowa rezerw banków centralnych na świecie ulokowana jest w dolarach! To jak sądzę okoliczność cokolwiek istotna.
Pułap zadłużenia to limit sum, jakie zgodnie z amerykańskim prawem rząd federalny może pożyczyć od własnych obywateli poprzez emisje papierów dłużnych. Departament Skarbu uruchomił tzw. środki nadzwyczajne, czyli rozwiązania księgowe, które pozwalają na dalszą obsługę długu, ale możliwości te wyczerpią się w czerwcu. Czyli już za chwilę! Co będzie dalej?
Impas w rozmowach na temat podniesienia pułapu zadłużenie trwa w najlepsze, co jest niestety zrozumiałe, skoro większość w Kongresie ma partia opozycyjna wobec prezydenta. Wypracowanie porozumienia jest w tej sytuacji częściowo teatrem politycznym, a częściowo szantażem i przedmiotem targów, polegających na wymuszaniu rozmaitych, korzystnych z punktu widzenia partii konserwatystów ustępstw i cięć budżetowych. Prowadziło to jednak dotychczas w przeszłości do wypracowania konsensu i podniesienia dozwolonego prawem pułapu zadłużenia rządu federalnego.

Tym razem jednak spór ten jest groźniejszy niż zwykle.

Bowiem prezydent Joe Biden musi dojść do porozumienia z przywódcą Republikanów w Izbie Reprezentantów Kevinem McCarthym, którego pozycja jest słaba, a zachowanie stanowiska zależy od głosów skrajnie prawicowych kongresmenów z kręgu tzw. trumpistów. Mogą oni nie pozwolić McCarthy’emu na ustępstwa i w istocie może dojść do formalnej niewypłacalności rządu.
Rozkład sił w Kongresie jest taki, że ryzyko technicznego bankructwa państwa jest najwyższe od 2011 roku.
Co ważne, Ameryka, choć jest największym dłużnikiem świata, zadłuża się w swej własnej walucie, więc jest w stanie (przynajmniej teoretycznie i dotychczas tak było) spłacać swoje zobowiązania. Komentatorzy często podkreślają, że mamy tu do czynienia faktycznie ze zjawiskiem czysto prawnym, a właściwie techniczno-prawno-politycznym.
USA nigdy jeszcze nie ogłosiły bankructwa, toteż ich obligacje skarbowe uznawane są za najbezpieczniejszą inwestycję świata. Dlatego papiery dłużne USA uznawane są za filar globalnego systemu finansowego i wciąż dla wielu zdają się być najbezpieczniejszą inwestycją świata.

Ryzyko związanie z wszelkimi innymi inwestycjami mierzone jest w odniesieniu do tych papierów.

Dotyczy to wszelkich instrumentów finansowych, wliczając kredyty hipoteczne, stopy procentowe banków czy oprocentowanie kart kredytowych.
Niewypłacalność Ameryki miałaby też wpływ na koszty kredytów dla zwykłych konsumentów – od pożyczek na kupno samochodu po kredyty hipoteczne, ponieważ uznawszy, że obligacje USA są mniej bezpieczne inwestorzy zażądaliby od nich wyższej premii, co wpłynęłoby na oprocentowanie kredytów powiązanych z amerykańskimi papierami dłużnymi.
Gdyby impas w negocjacjach między Białym Domem a Republikanami w Kongresie trwał długo, to sytuacja w USA w istocie “byłaby trudna”. Doszłoby ponownie do tzw. shutdownu, czyli zawieszenia działalności agent rządu federalnego, który pokrywałby koszty działalności tylko służb, które mają fundamentalne znaczenie dla funkcjonowania państwa. Na rynkach pojawiłaby się duża niepewność, a z czasem poważnie ucierpiałoby zaufanie do amerykańskiego państwa i jego instytucji.
Możliwe jest, że przy przeciągającym się impasie w Kongresie spowodowanym nieprzejednaniem najbardziej radykalnych Republikanów, podniesienie pułapu zadłużenia rządu mogłoby zostać przyjęte głosami umiarkowanych Republikanów wspartych przez Demokratów. Byłby to sygnał, że granice politycznego szantażu i cynizmu jednak istnieją. Nie jestem, co raczej zrozumiałe, w tej kwestii optymistą.
Cdn…