Dyskusja o światowej recesji nasila się.
Coraz bardziej realna staje się perspektywa recesji. Inflacja nie schodzi z nagłówków i wciąż rozpala spory wśród polityków i ekonomistów. Zwykli konsumenci coraz mocniej zaciskają pasa. Jest jednak jeden jedyny obszar gospodarczy, w którym przestaje być, jak się zdaje tak zabójczo drogo. Co może prawdziwie zaskakiwać, chodzi o paliwa. Tylko czy rzeczywiście one tak wyraźnie tanieją? Czy ten stan ma szansę się utrzymać? Czy powinniśmy się przyzwyczajać do myśli, że olej napędowy kosztuje poniżej 6 złotych, czy to tylko chwilowa ulga dla naszych portfeli?
W kwietniu inflacja w Polsce wyniosła poniżej 15% i była nieco niższa niż miesiąc wcześniej.
Ale to nie oznacza, że ceny spadały! Po prostu rosły nieco wolniej niż w marcu i w lutym. Niemniej na tle choćby ostatniej dekady – wzrost wciąż jest zawrotny. Ta jedyna kategoria, w której ceny faktycznie spadły to właśnie paliwa, konkretnie olej napędowy. Diesel potaniał o ok. 8% w stosunku do końcówki ubiegłego roku.
By wyjaśnić o co tu chodzi, konieczny jest mały powrót do przeszłości.
Jak mam nadzieję dobrze pamiętamy, przed Bożym Narodzeniem paliwo w Polsce było koszmarnie wręcz drogie, zwłaszcza w porównaniu z cenami ropy naftowej na świecie. Ropa wtedy intensywnie taniała, zaś paliwo w Polsce – wręcz przeciwnie. Mimo spadających kosztów zajmujący pozycję monopolisty Orlen utrzymywał absurdalnie wysokie ceny. Benzyna zaś od początku Nowego Roku miała planowo podrożeć; miała, bo powrócić miał wyższy, czyli normalny podatek VAT, obniżony wcześniej w ramach tzw. tarczy inflacyjnej. Paliwo nie potaniało wtedy, choć mogło (i powinno). Głównie po to, aby nie musiało podrożeć po podniesieniu VAT-u w styczniu. Czyli to, co mogli zaoszczędzić kierowcy, a wraz z nimi wszyscy konsumenci (czyli my wszyscy!) i cała gospodarka – zarobił Orlen. To tym bardziej ważne, że wysoka cena z grudnia (powtórzmy – absurdalnie wysoka) jest teraz punktem odniesienia przy obliczaniu i podawaniu oficjalnych danych. Sprytnie, co?
Rok temu benzyna kosztowała na stacjach prawie tyle samo, zaś olej był droższy nawet o złotówkę.
Przy czym na świecie diesel od dawna jest tańszy od benzyny. Zdrowy rozsądek podpowiadałby więc, że i u nas powinien on systematycznie tanieć. Gdyby za punkt odniesienia przyjąć, że jego cena byłaby proporcjonalna wobec tego, jak tanieje on na międzynarodowym rynku hurtowym, jego cena już dziś powinna wynosić około 5 i pół złotego! Czyli w czasie przed rosyjską agresją.
Spadek cen paliw na świecie, a zwłaszcza spadek ceny diesla to skutek powszechnych obaw o recesję.
Tutaj zależność jest prosta. Im szybciej kręcą się gospodarcze tryby, tym więcej potrzeba energii i jego podstawowego nośnika, czyli paliw, potrzebnych by zasilać ten światowy motor. Od transportu morskiego, przez transport kolejowy, drogowy, aż po przemysł, a także w dużej części energetykę. Wszystko to chodzi wciąż jeszcze na benzynę lub olej. A gdy wizja rozwoju gospodarki staje się mglista, psują się nastroje, a specjaliści tną prognozy zapotrzebowania. I ceny nieuchronnie spadają.
Dzisiaj jeszcze dodatkowo, po odcięciu dostaw z Rosji rośnie liczba nowych przetwórców; np. bliskowschodnie rafinerie zwiększają produkcję i uruchamiają na potęgę nowe moce przerobowe.
Zmienia się paliwowa geografia, prawdopodobnie – na stałe. Mamy więc rynek, na którym chętnych będzie znacząco mniej, a towaru – dużo więcej, niż wcześniej się spodziewano.
W jaki sposób interpretować takie informacje, jak z tej wiedzy korzystać w praktyce i jak je przekładać na swoje indywidualne decyzje biznesowe i jak dzięki temu osiągać ponadprzeciętne zyski – zapraszam Cię do śledzenia kolejnych materiałów. Będziemy o tym mówić. Do zobaczenia!